sobota, 21 lutego 2015

Sen pierwszy

Kilkanaście miesięcy wcześniej...

Życie nie jest sprawiedliwe. Nigdy nie było i nie będzie. Jednego dnia daje nam anioła, który nas strzeże, by na drugi dzień zabrać nam go. Każdego dnia przechodzimy sprawdzian przygotowany przez życia. Pokazujemy, jak silni jesteśmy. Pokazujemy, że potrafimy się podnieść nawet z najgorszego upadku. Bo cały nasz ludzki byt to wzloty i upadki, szczęście przeplatane z cierpieniem i miłość mieszana z nienawiścią.
Leżę skulona na łóżku czekając na nadejście kolejnej fali bólu. Od dwóch tygodni, czyli od śmierci Adama, nawiedzają mnie regularnie. Za każdym razem nie myślę jednak o cierpieniu, tylko o moim narzeczonym. Co się z nim teraz dzieje? Czy trafił do nieba? Oh, to akurat jest oczywiste. Dla takiego dobrego człowieka, jakim był Adam, nie ma innego miejsca. Ale... Czy on jest szczęśliwy? Czy patrzy na mnie z góry i dopinguje mnie, żebym chociaż się uśmiechnęła? To pewne. Zawsze chciał mojego szczęścia. Od samego początku naszej znajomości, do samej jej końca dosłownie przybliżał mi nieba.
Ludzie są egoistami. Mylą miłość z mieszanką pożądania, podziwu i zainteresowania. Mówią, że kochają bezwarunkowo, że ich miłość jest wieczna, ale nie pozwalają drugiej osobie odejść. Chcą ją mieć tylko dla siebie. To błąd. Bo kochać to także pozwolić odejść. Kochać to robić wszystko, by druga osoba była szczęśliwa; często wbrew sobie, swoim zasadom i przekonaniom. Bo miłość to przeciwieństwo egoizmu.
-Dziś powinien odbyć się nasz ślub, Adamie... - szepczę, ocierając pojedyncze łzy
Chciałabym umrzeć. Dołączyć do ukochanego. Być z nim już na zawsze: choć ciągle się waham, czy przez przypadek nie trafiłabym do piekła. Ale cokolwiek by się nie stało, nie mogę targnąć się na moje życie. I nie ze względu na obietnicę daną Adamowi. W moim pokaleczonym ciele rozwija się Maleństwo. Nie mogę go zabić. Nie mogę zabrać ze sobą. I to właśnie boli najbardziej.
W pewnym, zupełnie niespodziewanym momencie, słyszę melodyjne pukanie do drzwi. Zastanawiam się, kto to może być. Od mojego przyjazdu do Austrii nie zdążyłam się z nikim zaprzyjaźnić. Nie potrafię nikomu zaufać. Ba! Nie umiem nawet nikomu spojrzeć w oczy! Wszystkie są takie same... Wszystkie należą do Adama.
Powolnym ruchem ześlizguję się z łóżka, nie zwracając uwagi na przeszywający skroń ból. Ocieram z policzka wszystkie łzy, po czym otwieram drzwi.
-Lilly, wiem, że nie znamy się dobrze i w ogóle, ale chciałbym... - do mojego mieszkania z impetem wchodzi Stefan. Jest jednym ze skoczków austriackich, których fotografem zostałam niespełna dwa dni temu. Jest całkiem miły, chyba jako jedyny ze szydził ze mnie. Raz nawet poszliśmy na gorącą czekoladę. Okazało się bowiem, że Stefan uwielbia czekoladę w każdej postaci. - Lilly? - dopiero po kilku minutach swojego monologu zauważył, że go nie słucham. Spojrzał na mnie i się przeraził. - Co się stało? Ktoś ci coś zrobił? Skrzywdził cię? - pyta chaotycznie, odruchowo łapiąc moje lodowate dłonie. Nie jestem w stanie wyrwać ich z przyjemnie ciepłych i silnych rąk skoczka.
-Nic się nie stało. - staram się brzmieć przekonująco. Jednak widząc minę Stefana, domyślam się, że nie jestem dobrą aktorką.
-Więc czemu płakałaś? - pyta troskliwie, mocno przytulając się do mnie. To pytanie przypomniało mi Adama, jego idealną sylwetkę, głos i charakter. Przypomniało mi chwile spędzone razem. Czuję, jak serce chce mi się wyrwać z klatki piersiowej.
-Życie. - teatralnie wzruszam ramionami i zapraszam go do środka. Skoczek jednak stoi niewzruszony na swoim miejscu i mocno mnie obejmuje.
-Nie ma mowy. - na moment odsuwa się ode mnie i przygląda mi się uważnie - Idziesz do mnie. Rozerwiesz się. Zapomnisz. - mówi kusząco, a ja wymuszam na sobie uśmiech.
-Mogę się chociaż przebrać? - Stefan kiwa głową i wchodzi do mojego mieszkania. W tym czasie ja wybieram ze swojej walizki odpowiednie ubrania i znikam za drzwiami łazienki.
Każdy potrzebuje czegoś, co oderwie go od rzeczywistości. Czegoś, dzięki czemu zapomni o wszystkim. Czegoś, co pozwoli mu zapomnieć o trudnych sprawach. Moją pasją jest fotografia. Od dziecka robiłam zdjęcia czym tylko się dało. Z czasem dostawałam coraz lepszy sprzęt i coraz więcej papierków z ukończenia różnych kursów. To pewnie dlatego pracuję teraz w Austrii jako oficjalny fotograf skoczków.
-Michael! Michi! - krzyczy Stefan, odgarniając kartonowe pudełka po pizzach, które zagradzają wejście do mieszkania - Mamy gościa!
Toruję sobie drogę, odrzucając pojedyncze opakowania. Wbrew pozorom mieszkanie skoczków jest całkiem ładne, tylko strasznie zagracone. Na podłodze porozrzucane są ubrania, plastikowe kubki, szklane butelki po alkoholu... Nagle z sąsiedniego pokoju wychodzi Michael. Jest to średniego wzrostu blondyn, o niesamowicie czarującym spojrzeniu i miłym uśmiechu. Jego potargane włosy wypadają blado na tle jaskrawej, żółtej ściany.
-Nic nie powiesz? - pyta z aluzją Stefan.
-Oh, cześć. - bąka po chwili, dalej wpatrując się we mnie - Jestem Michi. - dodaje, a Stefan parska śmiechem.
-Chyba się już znamy. - prostuję, uśmiechając się delikatnie.
-Naprawdę? - na jego twarzy maluje się milion emocji. Patrzy na mnie i kręci głową. - Niemożliwe. Zapamiętałbym cię. - mówi pewny siebie.
-Lilly. - przedstawiam się krótko - Ta, z której naśmiewałeś się zaraz po treningu. - rzucam mu kpiące spojrzenie
-Niemożliwe! - jęczy - Wyglądasz zupełnie inaczej niż ta dziewczyna. Ona wyglądała, jakby wyszła z ulicy!
Słowa skoczka rozbrzmiewają w mojej głowie coraz głośniej. Patrzę na niego z niedowierzaniem. W jednym momencie zaczynam czuć do niego odrazę.
-Nie miałeś prawa mnie osądzać. - mówię z pogardą i odwracam się w stronę wyjścia. Kilkanaście sekund spędzonych z blondynem sprawiło, że znów będę mieć problemy z zaufaniem komukolwiek. Dalej nie mogę uwierzyć w to, co powiedział. Jak on mógł...? "Wyglądała, jakby wyszła z ulicy!". Powoli zaczynam rozważać jego słowa, które z impetem odbijają się w mojej głowie. Czy naprawdę jestem aż taka straszna? Aż tak bardzo się zaniedbałam? Śmierć Adama wiele zmieniła w moim życiu, zamknęłam się w sobie, ale...
-Lilly, błagam! Nie wygłupiaj się! - Stefan momentalnie łapie mnie za rękaw.
-Chcesz się zadawać z dziewczyną z ulicy? - pytam, zatapiając się w jego czekoladowych tęczówkach - Stracisz autorytet. - ironizuję i wyszarpuję kurtkę z jego rąk
-Ona naprawdę tak wyglądała! - broni się wciąż tu obecny Michi. Podchodzę do niego i patrzę mu prosto w oczy.
-Kim jesteś, by mnie osądzać? - pytam pusto, znajdując zdezorientowanie w czarujących tęczówkach Michaela.
-Straciłaś chłopaka i od razu "nikt mnie nie rozumie", "nikt nie ma prawa mówić mi, jak mam żyć". - parodiuje mój ton głosu, co mnie jeszcze bardziej denerwuje.
-Masz rację. - mówię po głębokim wdechu - Straciłam chłopaka. Tak, zadowolony? - krzyczę na niego - Już nigdy go nie zobaczę! A wiesz czemu? - śmieję się gorzko - Bo Adam nie żyje! I już nigdy go nie zobaczę! Lepiej? - jeszcze przez chwilę patrzę mu w oczy, po czym odwracam się na pięcie i biegnę do wyjścia. Mam dość. Dość wszystkiego.
Czuję, jak łzy gromadzą mi się pod powiekami. Wspomnienie Adama sprawia, że serce wyrywa mi się z klatki piersiowej. Pod wpływem bólu zginam się w połowie. Po policzkach spływają mi słone łzy. Jedynym plusem całej tej sytuacji jest to, że skoczkowie nie muszą mnie oglądać. Mogę w spokoju przejść przez tą falę bólu, która z impetem rozprzestrzenia się po moim organizmie.
Ostatkiem sił i honoru znajduję w sobie odwagę, by wstać i dojść do domu. Dowlekam się trzecie piętro niewielkiego bloku i drżącymi rękoma przekręcam klucz w zamku. Przechodzę przez próg i z ogromną siłą zamykam drzwi.
Ostrożnie opieram się o zimną ścianę i staram się uspokoić oddech. W mojej wyobraźni pojawiają się obrazy Michaela, przeplatane z pogodną twarzą Adama. Zaciskam mocno pięści i patrzę przez siebie. Muszę się uspokoić, muszę, muszę! Czuję, jak wzbiera się we mnie fala złości. Jestem wściekła na Michaela, że mnie tak potraktował. Nie miał najmniejszego prawa, by mnie osądzać.
-Dziewczyna z ulicy? Żebyś się nie zdziwił, jak bardzo ludzie mogą się zmienić.

~.~
Okay, gotowe.
Pierwsza odsłona historii Michiego i Lilly.
Mam nadzieję, że nie zanudzę was tą historią :D
Dziękuję za komentarze ♥
Pozdrawiam ;3

2 komentarze:

  1. Michael zachował się chamsko. Po prostu. Co tu dużo mówić. Powinien chociaż przeprosić Lilly.
    Czekam z niecierpliwością na pewno rówbue cudowny jak ten *.*
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznę od tego, że... Uwielbiam Cię, wiesz o tym, nie? Ale to nie zmienia faktu, że mam ochotę Cię ukatrupić, po prostu!!!
    No zaczęłaś nową historię, jeszcze o Michim, a nic mi o tym nie wspomniałaś?! No jak to tak?! Przecież ja tak bardzo kocham to, co piszesz! Serce krwawi. :(
    Ale... Zanim się już wykrwawi, to...
    Zaczęłaś przepięknie. ♥ Czuję, że to będzie magiczna historia. Łzy w moich oczach pojawiły się, kiedy zaczęłam czytać opis. Potem zaczęłam nadrabiać dalej i nadal łzy płyną z moich oczu.
    Zaskoczyłaś mnie jeszcze tak chamską wersją Michaela. I Lilly... Wiesz, że polubiłam tę postać od razu? Jaka by ona nie była. Polubiłam ją w wyjątkowy sposób. To co przeszła... Aż włos się jeży na głowie. ;/
    No to czekam na następne rozdziały. ♥ Kocham to! ♥

    P.S.: Czy byłaby taka możliwość, abyś informowała mnie o nowych rozdziałach w zakładce SPAM na moim blogu? :)) Byłabym niezmiernie wdzięczna, ponieważ niezwykle zależy mi, aby być tutaj na bieżąco!

    Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń